Hazbin Hotel rozdziały 6-10
6. Dragi
Występ skończył się, a klienci opuścili salę. Zszedłem ze sceny wypchany pieniędzmi i podszedłem do Valentino, który przez cały występ obserwował mnie z końca sali, siedząc i popijając wino. Zebrałem wszystkie pieniądze i podałem mu do ręki.
-Potrzebujesz mnie dziś, Val?- spytałem patrząc w jego oczy za okularami, w których widziałem teraz moje odbicie.
Valentino szybki ruchem przeliczył pieniadze i podał mi do ręki parę banknotów.
-Spisałeś się dziś, słodziutki.
Valentino podszedł do wyjścia z sali i zatrzymał się przed jego drzwiami. Spojrzał tylko na mnie bokiem.
-Jutro o północy. - dodał wychodząc
Kiedy drzwi się zamknęły szybko pobiegłem do swojej garderoby. Przebrałem się i poprawiłem makijaż. Zobaczyłem małą torebkę z podpisem:
"Baw się dobrze, słodziutki ~Val". W środku był mój ulubiony narkotyk. Chyba łatwo zgadnąć jaki, prawda? Wziąłem torebkę do ręki i schowałem do kieszeni. Kiedy opuściłem studio zauważyłem Voxa, który wrzeszczał na kogoś przez telefon. Przeszedłem obok niego i zacząłem się śmiać.
-Widzę, że lubisz na ostro.
Vox posłał mi wściekłe spojrzenie i wrócił do rozmowy. Przewróciłem oczami i wyszedłem na ulicę. Idąc przyglądałem się przypadkowym osobom, które próbowały się pozabijać z zwyczajniej nudy. Jest to w chuj żałosne... Zatrzymałem się by usiąść na ławce i wreszcie wziąść trochę Angel Dust'a. Wyjąłem torebkę i zanim zdążyłem ją otworzyć, z reki wyrwał mi ją jakiś menel i zaczął biec.
-KURWA ZNOWU?!! NIE MACIE POJEBAŃCY DO CHUJA LEPSZEJ ROZWYWKI?!?! - krzyknąłem bardzo wkurwiony tą sytuacją i wyjąłem broń by zabrać od niego to co należy do mnie za ciężką pracę.
Kiedy celowałem w niego usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos.
-Ładnie to tak celować do ludzi? Czemu to robisz, kochanie?
Odwróciłem się i odruchowo pociągnąłem za spust. Nie było tam nikogo, a oberwała jakiś przypadkowa damulka niedaleko. I tak była paskudna... ale wydawało mi się, że przed chwilą to był głos...
-W końcu mnie zauważyłeś, skarbie!
Za mną wychyliła się uśmiechnięta Aggie.
-Mogłem w ciebie trafić! Powaliło cię?! - wrzasnąłem spanikowany na nią.
A ona się tylko zmieszana zaśmiała na moje słowa i czule złapała mnie pod rękę.
-Ufam ci całkowicie, Angie. Nie mógłbyś mnie skrzywdzić, wiem o tym doskonale...
Uśmiech mojej ukochanej był bardzo kojący.
-Jasne, kotku... W dodatku straciłem przed chwilą coś ważnego. -odsunąłem ją i usiadłem oburzony na ławce.
-Chodzi ci o to, skarbie?
Aggie ujęła moje dłonie swoimi, a w moich rękach z powrotem pojawiła się paczeka narkotyków. Przez chwilę się w nią wpatrywałem.
-Ale... skąd wiedziałaś? - spojrzałem na nią pytająco.
-Łatwo było się domyślić co mogło się zagubić takiej osóbce jak ty - odparła
-Nie... mi chodzi o to, ale... Skąd wiedziałaś jakie? -ponownie patrzyłem na paczkę.
-Przecież znam cię na wylot, kochanie. Całego ciebie.... dokładnie....- Aggie spojrzała na mnie zmieszana.
Wstałem z ławki i podszedłem bliżej niej z paczką w ręce.
-Chodzi mi o markę, rozumiem jakim sposobem mogłaś się tego domyśleć. Ale... Tylko jedna osoba wie jaką ilość lubię i w czym lubię. Mogłaś dać mi to w innej postaci, ale wybrałaś tą.. Wie o tym tylko Va.. W sumie nieważne kto... Ale nikt inny tego nie wie, a ty... Dałaś mi to, co lubię... Zaraz! Czy ty mnie pilnujesz? - spytałem z uśmiechem i lekkim rozbawieniem.
Aggie trochę się ode mnie odsunęła.
-Nie, nie chcę ci więcej przeszkadzać. Doskonale pamiętam jak skończyło się ostatnie wtrącanie do twojej pracy. Wybacz, kochanie. Przepraszam, ale powinnam wracać do Hotelu. Dzisiaj przybędzie nowy gość, więc nie chcę się spóźnić.
Aggie się przybliżyła składając czuły pocałunek na moich wargach i szybko zniknęła z moich oczu.
-Kochana jest. A teraz trzeba wyrównać rachunki. -poszedłem za budynek niedaleko i wyciągnąłem broń.
Cicho stałem za menelem, który właśnie ćpał moje dragi od Valentino. Przyłożylem pistolet do jego głowy.
-Moich rzeczy się nie zabiera. Rozumiemy się? - on szybko kiwał głową, by potwierdzić moje słowa i przy tym nie zginąć. Strzęliłem, a krew ochlapała moje dragi.
-No chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz?! - odszedłem stamtąd bez narkotyków od Vala i udałem się w stronę Hotelu.
7. Nowa
Powoli zbliżałem się do głównych drzwi Hotelu. Ciekawe czy ten ,, Nowy " jest tu bo nie ma co robić z życiem i chce się ponabijać z tego miejsca czy faktycznie jest takim bezmózgiem i wierzy w te bzdury... A może to jakiś przystojny cukiereczek, który widział, że czasem tu nocuję i postanowił się tu wprowadzić?!
Po tych rozmyśleniach podbiegłem do drzwi i szybko je otworzyłem. Mój uśmiech szybko zszedł z twarzy jak zobaczyłem jakąś babeczkę...
-Czyli głupia... - powiedziałem cicho do siebie stojąc w wejściu i przyglạdając się dziewczynie, która właśnie rozmawiała z Aggie i tym wiecznym wkurwem na twarzy to znaczy... Revy.
Aggie po krótkiej chwili mnie zauważyła.
-Hej, Angie! Podejdź na chwilę, proszę.- moja ukochana uśmiechała się jeszcze szerzej niż zwykle.
Często nie widzę uśmiechów spowodowanych radością. Znaczy aż takich... Z jednej strony mnie to trochę przerażało. No, ale w końcu to Aggie.... ona zwykle jest promienna.
Podszedłem do nich z lekką niechęcią.
-Angie, to jest Crymini. Jest nową zameldowaną osobą w Hotelu! Prawda, że to cudowne?! Sama się do nas zgłosiła.
Przyglądałem się nowej przez krótką chwilę.
-Angel Dust - podałem jej dłoń.
Nie wyglądała na głupią. Może jesteśmy tutaj z podobnego powodu. Niekoniecznie w celu poprawy na lepsze jak mogą niektórzy myśleć.. Nowa uścisnęła moją dłoń.
-Crymini.- dziewczyna zaczęła mi się badawczo
przyglądać.
-To ty jesteś tym gwiazdą porno, o której słyszałam? - spytała z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Zalaży dlaczego pytasz, maleńka. Ale kobitki płacą podwójne jeśli o to chodzi. - przybliżyłem się bliżej niej.
Aggie szybko stanęła pomiędzy nami.
-Myślę, że to nie jest dobra chwila i miejsce na takie rozmowy, kochanie.- zaśmiała się nerwowo.
-Crymini, pokażę ci twój nowy pokój.- Aggie szybko złapała ją za rękę i zaprowadziła na górne piętro.
Wzruszyłem ramionami i usiadłem przy barze.
Jak na ironię Revy usiadła obok mnie. Co mi szkodzi się trochę powygłupiać.... oboje jesteśmy nieźle wkurzeni.
-Hejj~ teatralnie wszedłem na blat baru i położyłem rękę na ramieniu Revy.
Podsunąłem jej pod nos bilet na mój występ. Revy szybko mnie odepchnęła, a bilet upadł na podłogę.
-Możesz się wreszcie ode mnie odpierdolić?! - wrzasnęła.
Położyłem się całkowicie na blacie.
-Jest to bardziej podniecające jak na mnie krzyczysz~ -przybliżyłem się do niej znowu.
-Lubię na ostro, skarbie~ próbowałem ją pocałować, ale wyrwała się z moich objęć.
-Nie jestem aż tak upita na smutno na jaką wyglądam, wiesz?! A to możesz sobie wsadzić w dupę!- Revy podniosła i wyrzuciła bilet za blat i złapała za jakąś flaszkę.
Tym razem to ja szybko podniosłem bilet z ziemi.
-Możesz mi go ws...- zaważyłem Aggie idącą po schodach do holu. To koniec moich wygłupów z tą zołzą.
Zszedłem z lady i usiadłem na krześle. Aggie podeszła do baru i usiadła obok mnie.
-A więc jak wam się podoba nasza nowa przyjaciółka?
-A ja wiem, oprócz ciebie, żadne laski mnie nie obchodzạ.- wypiłem łyk swojego drinka.
-A ty co sądzisz, Revuś?
Revy na chwilę oderwała się od picia.
-Nie znam się.- odparła szybko i wróciła do picia swojego alkoholu.
-Widzę, że brak entuzjazmu w waszych głosach, kochani. -Aggie z westchnieniem wstała od baru.
-Poczekajcie jeszcze trochę, moi drodzy, a ten Hotel będzie pełen gości! - powiedziała entuzjastycznie.
Revy przewróciła oczami. Zacisnąłem bilet, który trzymałem i patrzyłem w oczy Aggie. Moja ukochana pogłaskała mnie po głowie z normalną dla niej czułością, po czym odwróciła się. Zmierzała w stronę wyjścia z Hotelu. Patrzyłem na lekko pomięty bilet w mojej ręce. Ścisnąłem go w dłoni i pobiegłem za nią.
-Zaczekaj, kochanie!- podbiegłem do niej.
Aggie zaciekawiona odwróciła się w moim kierunku.
-O co chodzi, mój skarbie?
Podałem jej bilet do ręki i patrzyłem w jej zielone duże piękne oczy z ogromną nadzieją. Aggie spojrzała na bilet.
-Przyjdziesz? - spytałem.
-Wybacz, kotku, doceniam zaproszenie, ale niestety mnie tam nie ujrzysz. To nie jest raczej miejsce dla dziewczyn. Sam wiesz... wybacz.- Aggie schowała bilet do kieszeni i wyszła z Hotelu się przewietrzyć przed spaniem jak to ma w zwyczaju
Odwróciłem się i z uśmiechem udałem się do swojego pokoju. W końcu go nie wyrzuciła, więc jest nadzieja....
8. Występ
GODZINA : 23.06
Wyszedłem z Hotelu by dotrzeć do Studia na czas. O północy mam występ, więc muszę się tam zjawić nieco wcześniej, by się przygotować. Złapałem taksówkę i szybko do niej wsiadłem.
-Do Studia. Byle szybko gościu.
Złapałem za telefon, by sprawdzić godzinę.
23:24
Mam jeszcze trochẹ czasu... Zajrzałem przez okno.
-Zaraz?! Dlatego jeszcze jesteśmy przed Hotelem?! - krzyknąłem do kierowcy.
Taksówkarz zaśmiał się.
-Nie pamiętasz mnie?-spytał szorkim głosem.
-Jeśli o to pytasz to muszę cię zasmucić, bo nie pamiętam każdego mojego klienta, słodziutki.
Taksówkarz odwrócił się do mnie.
-A teraz mnie pamiętasz?
Moje serce zaczęło szybciej bić.
-Myślałem, że więcej się tu nie pokażesz odkąd cię zastrzeliłem ... -odparłem
-Kochanieńki byle pistolecikiem nic mi nie zrobisz. Zapamiętaj to sobie.
Taksówkarz zamknạł wszystkie drzwi od taksówki.
-I tak masz ogromne szczęście, że Valentino mnie przekonał. Inaczej już byś zdechł.-powiedział groźnie kierowca.
Taksówka ruszyła, a ja nie wiedziałem co miałem odpowiedzieć. Zaniemówiłem.. Całą drogę przeczekałem w milczeniu. Nie rozumiałem samego siebie... Dlaczego na niego nie nakrzyczałem..? Dlaczego go nie zwyzywałem...? Czułem się żałośnie.. Dotarliśmy na miejsce. Drzwi taksówki się otworzyły. Szybko wysiadłem z taksówki bez słowa. Wbiegłem do Studia z myślą, że zostało mi mało czasu. W garderobie przebrałem się i poprawiłem makijaż.
-A teraz pokaż na co cię stać.- powiedziałem do swojego odbicia w lustrze.
Wyszedłem na scenę. Tradycyjnie muzyka zaczęła grać, a kurtyna się odsłoniła. Spojrzałem na Valentino, którego tuliły Dia i Summer. Wziąłem głęboki wdech. W trakcie tańca zacząłem rozglądać się po sali. W zasadzie nigdy tego nie robiłem.. Nie obchodziło mnie to, kto mnie oglądał. Ale teraz... Po prostu miałem nadzieję... Dawno nie czułem takiego uczucia w
sobie... Minęło już sporo czasu, a występ miał już
dobiec końca. Przed samą sceną ujrzałem.... ją.
Mogłem jej prawie dotknąć. Jej obecność jadnak bardzo na mnie zadziała. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Kontynuowałem występ, ale tym razem z uśmiechem i satysfakcją. Mój taniec dobiegł końca. Goście wychodzili z sali, a razem z nimi Aggie. Tradycyjnie podszedłem do Vala by oddał mi moją część kasy.
-Skąd ten uśmiech, kochany? -spytał licząc pieniądze.
-Cieszę się, że cię widzę, Val.
Valentino podał mi do ręki część zarobionych pieniędzy. Zacząłem iść w stronę wyjścia. Zatrzymałem się przy drzwiach i odwróciłem się w stronę Valentino.
-Val... Mam prośbę.
-Słucham, słodziutki?
-Czy mógbym jutro nie przychodzić do pracy?-spytałem niepewnie.
-Oczywiście. Ale za to w następnych dniach weźmiesz dodatkowe zmiany.
-Dziękuję, Val.
Wyszedłem szybko ze Studia. Szedłem ulicą licząc pieniądze. Spojrzałem przed siebie.
-Hej, Aggie. - uśmiechnąłem się do mojej ukochanej, która stała tuż przede mną.
-Witaj Angie.
-Nie spodziewałem się, że jednak przyjdziesz... Mówiłaś, że to nie dla ciebie i...
Aggie przerwała moje zdanie przygarniając mnie do siebie i czule całując.
-To nie ma znaczenia, kochanie.
-Słucham? - zdziwiły mnie jej słowa.
Aggie pstryknęła palcami, a obok pojawił się gramofon. Na swojej ukochanej zobaczyłem piękną różową sukienkę, a na mnie czarny elegancki garnitur.
-Aggie to na pewno ty?! Nie wierzę. Jesteś taka piękna...
Zaczęła grać nasza piosenka.
-Zatańczysz ze mną, skarbie?-spytała wyciągając do mnie dłoń
Zarumieniłem się.
-Nie mógłbym ci odmówić.
Złapałem ją w objęcia i wirowaliśmy w rytm melodii.
9. Sen
Nagle dostrzegałem tylko ciemność. Muzyka znikła. Widziałem tylko ciemność. Po pewnej chwili usłyszałem stłumiony głos, który mnie wołał.
-Angel! Wszystko ok?
Powoli otworzyłam oczy i złapałem się za głowę, która okropnie mnie bolała. Mówiła jedna z panienek Valentino. Obok niej nade mną stał sam Val i Dia.
-Co się dzieje? Summer to ty?- spytałem co chwilę zamykając oczy na parę sekund.
-No nieźle dostał.- stwierdziła patrząc na mnie i wróciła do Valentino.
Leżałem na scenie. Resztką sił podniosłem głowę i parzyłem na pustą salę. Obok mnie było mnóstwo pieniędzy po występie. Dlaczego jestem w Studiu?
-Nieźle odleciał. - zaśmiała się Dia.
Valentino podszedł do mnie.
-To ma się już więcej nie zdarzyć. -powiedział oschłym głosem.
-Dia. Summer. Doprowadzcie go do porządku.
Valentino zszedł ze sceny.
-To jest żałosne.- dodał wychodząc.
Dziewczyny usialy obok mnie.
-Co się stało? - spytałem trochę ledwie mówiąc.
Dziewczyny popatrzyły po sobie.
-Więc miałeś już kończyć występ ale...
Dia spojrzała na Summer.
-Nie wiem co ci się stało, ale po prostu spadłeś, albo chyba zemdlałeś.- odparła Dia
-Potem upadłeś na ziemię. - dokończyła Summer.
Patrzyłem na nie z niedowierzaniem.
-Klienci byli bardzo niezadowoleni...
Dia wzięła banknot który był obok mnie do ręki.
-Chcieli zwrotu pieniędzy i rozegrała się niezła jatka! - Summer wskazała na czarne plamy na podłodze.
-Vox poraził ich prądem aż tak, że niektórzy tu kitnęli. Szczerze myślałam, że zabiją ciebie i będą chcieli zrobić coś Valentino. Ale on w porównaniu do ciebie ma większą władzę.
Summer patrzyła na mnie z żalem.
-I był bardziej przytomny.- dodała śmiejąc się Dia.
-I co było dalej.? - spytałem zażenowany.
-Valentino był wściekły! - krzyknęła Dia.
-Ta.. Myślałam, że mnie uderzy... Valentino obronił cię przed wściekłym tłumem, a Velvet pomogła ich stąd wszystkich zabrać i zamknęliśmy studio. -dodała Summer.
Usiadłem na scenie.
-Czyli to wszystko nie wydarzyło się naprawdę...-powiedziałem cicho sam do siebie.
Dia i Summer wzięły mnie pod ręce.
-Musimy pomóc dojść ci do twojej garderoby.
Powoli stanąłem na nogi. Głowa powoli przestawała boleć. Po jakimś czasie dziewczynom wreszcie udało się przeprowadzić mnie do mojej garderoby. W całym Studiu było ciemno... Żadnych klientów... Było cicho... Odkąd tu jestem nigdy tak nie było... Świeciło tylko małe różowe światełko, które padało z gabinetu Valentino.
Summer otworzyła drzwi od garderoby.
-Pomóc ci w...- przerwałem jej zdanie.
-Nie. Idźcie już.- zamknąłem drzwi za sobą.
Doszedłem powoli do szafy. Przebrałem się w zwykłe ubrania i z bocznej szuflady wyciągnąłem paczkę narkotyków. Usiadłem na ziemi i oparłem się głową o drzwi. Chwyciłem się za głowę i zacząłem płakać... Nie dość, że zawiodłem Valentino to zjebałem swoją reputację. Dlaczego upadłem?! Co było ze mną nie tak!? Czy w tedy jak widziałem Aggie przed
sceną to było prawdziwe..? Czy może już w tedy odleciałem... Wiedziałem, że to nie mogło być prawdą. Jestem za bardzo naiwny.….. Teraz nie wiem co będzie... Co z moją karierą? Co z wyjazdem na drugi koniec Pentagramu?! Nie wiem czy Valentino po tym wszystkim... Będzie mnie jeszcze chciał... Podpisując umowę z Valem wiązałem się z tym, że moje odejście ze Studia wiąże się z utratą wszystkiego... Miałem za dużo myśli w głowie... Spojrzałem opuchniętymi oczami od płaczu na woreczek w mojej ręce. Chciałem o tym wszystkim zapomnieć... Żałowałem, że nie mogłem przedawkować i odejść z tego świata. W końcu jej to obiecałem. Mimo wszystko.... nie chcę jej martwić.
10. Miłość to wspaniałe uczucie
Obudziłem się na podłodze. Ta noc nie należała do najwygodniejszych. Wstałem z podłogi i podszedłem do lustra. Mój makijaż był kompletnie zniczony. Teraz po tym wszystkim nawet nie chciałem patrzyć na swoje odbicie. Wziąłem telefon do mojej dłoni by sprawdzić godzinę.
Godzina 13:37
57 nieodebranych połączeń od Aggie
23 nieodebranych połączeń od Revy
3 nieodebranych połączeń od Aggie
42 wiadomości od Aggie
3 wiadomości od Revy
Więc już, kurwa, wszyscy wiedzą?! Rzuciłem telefonem o ścianę i usiadłem szybko na podłodze. Przykryłem swoją twarz dłońmi. Mój telefon zaczął dzwonić. Odsłoniłem jedno oko by sprawdzić kto tym razem próbuje się ze mną połączyć.
Aggie... Dobrze... Żebym tego nie żałował...
Złapałem za rozbity telefon i go odebrałem.
-Słucham?
- Angie?! Próbuję się do ciebie dodzwonić od czwartej rano, skarbie!
-Ta... Wyciszyłem go...
-Co zrobiłeś!? Jejku, przepraszam, że się unoszę, ale martwiłam się o ciebie... przecież wiesz...
-Niepotrzebnie.
-Nie żartuj sobie, Angie. Nie chcę cię jeszcze bardziej martwić, ale pół dzielni wie co się wydarzyło na twoim... Gdzie jesteś tak właściwie?
-Aggie ja... Nie mam ochoty na spotkania. Zawsze jesteś moich wsparciem, ale... nie dziś, wybacz.
-Wiesz, że tego tak nie zostawię i, że i tak cię znajdę, kochanie?
-Eh... Studio. Wyjdę tylnim wejściem.
-Będę za pięć minut.
Telefon rozłączył się. Wstałem z podłogi i spojrzałem w lustro. Muszę się ogarnąć... Nie chcę, by widziała mnie w takim stanie kolejny raz... Przebrałem się, potem zmyłem stary makijaż i zrobiłem nowy najszybciej jak
tylko umiałem. Wziąłem telefon i parę drobnych
pieniędzy w dłoń i cicho wyszedłem z garderoby.
Studio nadal było zamknęte, więc było tu bardzo cicho. Przeszedłem niepostrzeżenie na tył Studia i wyciągnąłem klucze, które kiedyś po pijaku dał mi Valentino. Cicho zamknąłem drzwi za sobą i wyszedłem na ulicę, tam czekała już na mnie Aggie. Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Nie rób tak więcej! Masz zawsze odbierać ode mnie! Rozumiesz, skarbie?!
Również ją przytuliłem i pocałowałem.
-Dobrze, kochanie...
Aggie stanęła obok i złapała mnie za nadgarstek.
Zaczęła mnie gdzieś prowadzić.
-Gdzie idziemy? - spytałem.
-Jak na razie najdalej stąd.- odparła szybko.
Zaprowadziła mnie za dach jakiegoś budynku.
-Usiądź, kotku.- powiedziała siadając na skraju dachu.
Usiadłem i patrzyłem na wszystko z góry.
-Więc... Co o tym sądzi Valentino?- spytała.
-Jeszcze do końca sam nie wiem... Znaczy, pewnie mnie zabije. Ale fajnie się tu bawiło, nie? - zaśmiałem się nerwowo.
Aggie położyła swoją dłoń na moim ramieniu.
-Nie pozwolę dopóki tu jestem, żeby tobie stała się jakaś nawet najmniejsza krzywda, mój skarbie. Jesteś moim ukochanym, Angie... Nie pozwolę by jakiś głupi Valentino mi ciebie odebrał... Może ma tu większe wpływy, ale ja mam coś lepszego!- mrugła do mnie zadziornie i czule mnie pocałowała
-Chodź mam pomysł! - dodała radośnie
Aggie skoczyła z dachu na mniejszy budynek obok.
-No co jest? Na co czekasz, skarbie!? -zaśmiała się.
Pobiegłem za nią. Kiedy wreszcie ją dogoniłem staliśmy już przed klubiem.
-Trzymaj zakładaj to!- Aggie dała mi do rąk jakieś śliczne ciuszki.
-Spojrzałem na klub.
-Zaraz czy on czasem nie należy też do Vala? - spytałem.
-Możliwe. Ale kto by się tym przejmował. - zaśmiała się i wbiegła do klubu.
Poszedłem z boku budynku i przebrałem się w ubrania od ukochanej. Wyszedłem do kubu.
-Chodź tutaj! - Aggie złapała za swój telefon i zrobiła nam zdjęcie.
Pierwszy raz od tej sytuacji uśmiechnąłem się szczerze. Kiedy jestem przy niej czuję, że życie potrafi być może nawet na chwilę warte. Podszedłem do baru.
-Hejka przystojniaku -powiedziałem do barmana.
-Coś podać?
- Kamikadze i Somersby 0.0, słodziutki.
-Ta.. Już robię.
Po chwili barman podał mi drinki. Dla mojej panny oczywiście bezalkoholowy. Chwyciłem je i zaniosłem do Aggie.
-Proszę, skarbie.- zaśmiałem się, a ona również zaczęła się śmiać.
Na chwilę zapomniałem o tym wszystkim. Wyciągnąłem swój telefon.
- A temu co się stało? - Aggie od razu zobaczyła rozbitą szybkę.
-No.. coś w rodzaju napadu złości.- zaśmiałem się nieśmiało.
-Czekaj chwilę, zaraz wracam.- Aggie pobiegła do jakiejś laski i wróciła po paru minutach.
- Proszę.- podała mi do ręki nowy telefon.
-Ale... Dlaczego i skąd? - spytałem.
-Widzisz tamtą laskę? - Aggie pokazała na kobietę siedzącą przy barze.
-Od niej możesz kupić dosłownie wszystko. Laska popycha jakimiś fantami razem ze swoim fagasem. A poza tym taki ktoś jak mój ukochany nie może pokazywać się ze starym złomem, prawda? I nie oddawaj mi za niego, jest po prostu twój. - zaśmiała się, a ja uśmiechnąłem się do niej ciepło.
-Skoro tak to musimy sobie zrobić selfie, prawda?
Wyciągnąłem przed nami telefon.
-Zrób sexy pozę, maleńka.
Aggie wypiła na raz całego swojego drinka.
-A teraz bawmy się, póki mamy na to trochę czasu! - Aggie złapała mnie za ręce i wyprowadziła na środek klubu.
Oboje zaczęliśmy tańczyć nie przejmując się wszystkimi klientami naokoło, którzy na mnie cały czas patrzyli.
Komentarze
Prześlij komentarz