Hazbin Hotel rozdziały 16-19
16. Włócznia
Pewnym krokiem wszedłem do Studia i kierowałem się prosto do gabinetu Valentino. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jest tu tak cicho... Zapukałem do jego drzwi. Nie miałem pewności czy podejmuję dobrą decyzję. Valentino powiedział, że nawet kiedy spróbuję odejść, zniszczy wszystko co kiedykolwiek kochałem...
Kiedy zatrzasnąłem drzwi za sobą i odwróciłem się w jego stronę, zdrętwiałem z niedowierzania tego, co widziałem. Usłyszałem pozwolenie na wejście. Szybko otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dia i Summer były związane do siebie plecami. Summer płakała, a Dia próbowała ją uspokoić. To nie wyglądało na nagrania, ani nic z tych rzeczy...
-O co chodzi, Valentino...?- spojrzałem prosto na Vala, który siedział odwrócony do mnie plecami na sofie.
Valentino pokazał mi bym usiadł obok niego. Kiedy przechodziłem obok demonic, obie spuściły wzrok by na mnie nie patrzeć. Usiadem obok Vala z lekkim niepokojem.
-Znaleźliśmy winnych twojego złego samopoczucia tego dnia na scenie. - powiedział spokojnie Valentino.
Spojrzałem na niego z ciekawością.
-A więc... kto to?- spytałem
-A jak myślisz kto... spójrz tylko za siebie. Biedacta nie wiedziały o kamerach w twojej garderobie. - odparł zaciskając dłoń w pięść.
-Dia i Summer? Ale... dlaczego i po co by to miały robić? - zdziwiłem się mocno.
-Żartujesz sobie?! Jak myślisz dlaczgo?! Byłyśmy wiecznie w twoim cieniu! Kolejna porażka miała zniszczyć cię w oczach Valentino! Wtedy my miałybyśmy szansę wyjść z tego cienia...- wrzeszczała Dia jednocześnie szarpiąc się by uwolnić się z łańcucha.
W końcu przestała się wyrywać. Ostatnie zdanie powiedziała cicho, a łzy spłynęły po jej policzkach.
-Dia, on i tak tego nie zrozumie. Nie pogarszamy tego...- powiedziała Summer.
Nie wiedziałem jak miałem się teraz zachować. Valentino wyciągnął swój telefon.
-Zakończcie to. - powiedział do telefonu i schował go z powrotem do kieszeni.
Valentino wstał z sofy podając mi rękę. Odwróciliśmy się na wprost Summer i zaczął się cicho śmiać. Do pokoji weszli Vox i Velvet. Velvet zaczęła się głośno i psychopatyczne śmiać. Oboje wyciągnęli po włóczni Eksterminatorów. Kiedy zabije się demona włócznią Eksterminatorów zwanych Aniołami Śmierci oznaczało to trwałą i nieodwracalną śmierć. Była to jedyna broń w piekle, która mogła trwale zabić demona...
-Przepraszamy, Panie Valentino....- powiedziały równocześnie spuszczając głowy.
-Żałosne.- powiedział Valentino dając znak Voxowi i Velvet.
Demonice zamknęły oczy.
-Kocham cię, Dia.
-Ja ciebie też, Summer...
Vox i Velvet przebili ich serca włóczniami.
-Nie! - krzyknąłem padając na ziemię i zamykając sobie usta dłońmi.
Nie wierzyłem co się właśnie stało. Moje oczy natychmiast wypełniły się łzami. Patrzyłem na to... Velvet zaczęła się ponownie głośno śmiać robiąc im zdjęcia. One były jednak moimi przyjaciółkami. Mimo, że mnie nienawidziły...
Valentino położył mi rękę na ramieniu.
-Niewdzięczni zasługują na karę.
Val kazał wynieść je z biura. Ja w dalszym ciągu siedziałem na podłodze...
-Wyjeżdżamy wcześniej niż było zaplanowanie. Biznes w tej części Pentagramu już mnie nie trzyma. Za tydzień przenosimy się na inną część.
Przetarłem łzy i wstałem z podłogi.
-Już za tydzień?
Valentino złapał mnie za rękę.
-Znowu zabłyśniesz. - powiedział.
-Nie mogę się już doczekać.- mówiłem to z uśmiechem.
Nie chciałem, by wiedział, że myślę inaczej...
-A więc.... co chciałeś mi powiedzieć?- zapytał.
-Kiedy wreszcie będę miał nowe zlecenia!-uśmiechnąłem się szeroko.
Zaśmiał się i położył rękę na moim policzku.
- Już niedługo.
17. Uczucia
Nocowałem dzisiaj w Studio. Musiałem wysłuchać planów Valentino na najbliższe miesiące. Nie powiem, jego oferta była interesująca. Ale... ja... nie chcę wyjeżdżać. Kiedyś porzuciłbym to wszystko bez wahania, ale nie teraz... nie teraz jak wreszcie
kogoś... naprawdę pokochałem i to z wzajemnością. Poza tym Aggie by źle na to zareagowała i pewnie przeniosła by się razem ze mną. A nie chciałbym jej tego robić. Ona też ma tu swoje interesy i ten cały Hotel. Nie chcę, by zostawiła to dla kogoś takiego jak... ja... ale nie mam wyboru... Muszę powiedzieć jej o wszystkim. Nie wiem jak na to zareaguje... Muszę wrócić do Hotelu.... ale nie chcę już jeździć taksówkami! Czeka mnie, kurwa, długa droga na drugi koniec części Pentagramu...
14:66
Spokojnie szedłem przez główny hol Hotelu. Czułem, że ich wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie. Lubiłem być w centrum uwagi, ale nie w takiej sytuacji. Było to dla mnie irytujące...
-Angel? Mogę z tobą porozmawiać? O tej sytuacji...
Revy stała tóż za mną, gdy akurat próbowałem wejść do pokoju. Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się w jej kierunku.
- Nie wiem o co ci chodzi. O jakiej sytuacji?- uśmiechnąłem się i próbowałem otworzyć drzwi zanim zada kolejne pytania.
-O tej z Aggie. Angel, czy chciałbyś mi coś powiedzieć?
-Niby co? Zresztą to nie twój interes.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Revy zatrzymała drzwi łapiąc za klamkę.
- Aggie nie wróciła do tej pory, więc jest to w moim interesie.- powiedziała zdenerwowana, a to się często nie zdażało.
-Nie rozumiem. Przecież wróciła do Hotelu. Widziałem na własne oczy jak wchodziła.
-Nie zjawiła się na naszą naradę. Szukałam jej w całym Hotelu. Więc nie sądzę, by do niego wracała. Aggie jest zawsze punktualna. No, ale jeżeli to ciebie nie interesuje, to może faktycznie nie jest to moją sprawą. Poszukam jej zatem sama.
Revy odeszła od drzwi i zeszła do holu. Czuję, że nie poszła we wszystkie miejsca....
Parę minut później stałem przed salą taneczną. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-Aggie?
Moja ukochana stała na środku sali ubrana w różową sukienkę.
- Co tu robisz, kochanie? - zaśmiałem się.
Aggie wzięła mnie w objęcia i czule pocałowała.
-Dlaczego się chowasz? - spytałem uradowany, ale też mile zaskoczony tą sytacją.
-Wiesz.... to dla mnie nie jest takie łatwe, mój skarbie. Ale nie zamierzam się ukrywać. Kocham cię, Angie.... najbardziej na świecie!
Aggie z taką powagą patrzyła mi w oczy... nie mogłem się powstrzymać i namiętnie ją pocałowałem. Nie opierała się, całkowicie akceptując moje gorące uczucia. Coś czuję, że dziś ostro nas poniesie.
Nie mogłem jej teraz tego powiedzieć...
Nie chciałem psuć tej cudownej chwili...
Nie teraz...
18. Muszę odejść
Przez ostatnie dni czułem się wspaniale. Od samego początku, gdy tylko poznałem Aggie, wiedziałem, że mam ku niej jakieś głębsze uczucia, ale nie sądziłem, że będzie to coś tak poważnego. To jest dla mnie nowe uczucie... Było to nawet lepsze od dragów. Dawno się tak nie czułem. Od momentu... kiedy umarła moja
mama... wtedy wszystko się zmieniło. Cieszę się, że nie odnalazłem jej tutaj.. w piekle... to codziennie podnosiło mnie na duchu. A reszta mojej rodziny... Mój ojciec... Mafia... Gdyby tylko moja matka przeżyła nie skończyłbym w śpiączce i nie byłoby mnie tu teraz! A wtedy nie poznałbym mojej ukochanej! Obudziłem się zlany zimnym potem.
Wszystko wróciło.... Wspomnienia... z mojego życia. Próbowałem je w sobie zdusić. Ale to jest silniejsze ode mnie...
-Wszystko dobrze, kochanie? - Aggie obudziła się, gdy ja zerwałem się z łóżka
-Co?- spytałem zdezorientowany.
Nie usłyszałem jej pytania.
-Pytałam czy wszystko dobrze, mój skarbie?- Aggie przybliżyła się do mnie i mnie przytuliła.
-Zły sen? - spytała czule
-Tak... ale już wszystko dobrze. To tylko sen, prawda? Więc nie jest rzeczywistością. - odparłem szybko i pocałowałem ją w policzek.
Wstałem z łóżka i ubrałem się. Dzisiaj był ten dzień.... Dzień wyjazdu...
-Aggie? - odwróciłem się w jej stronę.
-Tak, kochanie?
-Mogę zadać ci jedno pytanie?
Aggie uśmiechnęła się szeroko.
-Oczywiście. -odparła uradowana
Usiadłem na łóżku.
-Pamiętasz ten bitel na występ, który ci podarowałem?
Uśmiech mojej ukochanej natychmiast zeszedł z
jej twarzy.
-Dlaczego miałabym zapomnieć? Twój taniec był fantastyczny, skarbie, ale to co się potem stało... może nie wspominajmy już o tym, kochanie...
Uśmiechnąłem się.
-Tak, może lepiej o tym nie wspomi.... Zaraz!?
Wstałem szybko.
-Jak to mój taniec był fantastyczny?! Przecież tam cię nie było! -krzyknąłem zszokowany
-Wiesz ja...
-Byłaś tam... No pewnie! To nie był sen! A na pewno nie ta część... Dlaczego mi nie pomogłaś skoro tam byłaś?! Mogłem zginąć! Gdyby nie Val... a ty odeszłaś...
Patrzyliśmy się przez chwilę na siebie w milczeniu. W końcu się poddałem. Podszedłem do drzwi.
-Wychodzę! -wrzasnąłem z żalem
-Angie, czekaj!
Zatrzasnąłem głośno drzwi za sobą i wyszedłem szybko z Hotelu. Otworzyłem paczkę papierosów, którą miałem na wszelki wypadek w kieszeni. Wpatrywałem się przez chwilę w paczkę w mojej dłoni. Ze złością wyrzuciłem ją na środek ulicy. Patrzyłem jak auta rozwalają paczkę, dopóki nie dostałem SMSa od Valentino.
<3 Valentino <3
- Bądź przed Studiem o 9:00. Walizki włóż do drugiej limuzyny. Kocham cię.
Włożyłem telefon z powrotem do kieszeni. Tak długo to przeciągałem... Aggie musi dowiedzieć się prawdy. Ona zasługuje na prawdę... Nie mogę mieć do niej pretensji o tamten dzień! Zachowuję się jak dziecko. Zresztą.... nie jestem pewien czy jej uczucia do mnie były wtedy równie mocne. Teraz wiem już, że jesteśmy sobie naprawdę bliscy i tak samo mocno siebie kochamy. Wróciłem więc do Hotelu. Nie mogłem teraz tego w sobie zdusić!
-Aggie, muszę ci koniecznie coś powiedzieć. - powiedziałem szybko wchodząc do naszego pokoju
-Aggie...?
Pokój był pusty. W sumie nie dziwi mnie to. Biegałem po całym Hotelu w poszukiwaniu swojej ukochanej.
-Revy! - podbiegłem zmęczony, ale jednocześnie pełen miłości do Aggie i z przerażeniem patrzyłem na jej "siostrę"
-Tak? Czego chcesz? -spytała z typową dla niej irytacją
-Wiesz może, gdzie jest Aggie?
-Wydaje mi się, że wyszła 10 minut temu.
Było już za późno. Odszedłem od niej bez słowa.
-Co z nią? Angel, wszystko gra? -spytała z lekkim niepokojem
-Nie... -odparłem cicho wchodząc na schody na drugie piętro
8:34
Nie miałem już czasu, nie mogłem dłużej czekać. Wziąłem kartkę do ręki.
Moja Aggie...
Pożegnania nie należą do mojej mocnej strony... ale... nie mógłbym tak po prostu od Ciebie odejść.
To nie jest w moim stylu...
Proszę, nie szukaj mnie.
Jeżeli Ci na mnie zależy, spróbuj o mnie zapomnieć.
Nie chcę, by coś Ci się stało.
Nie mówiłem Ci tego, ponieważ...
Bałem się, że mnie zostawisz...
Tak, wiem, jestem naiwny!
Ale zrozum mnie chociaż trochę!
Żałuję, że nie mogę Ci tego powiedzieć...
Kocham Cię...
Twój na wieczność...
Angel Dust
Położyłem list na łóżku i zacząłem się pakować. Nie mogłem powstrzymywać łez.
8:53
Nie miałem wyboru, musiałem zadzwonić po taksówkę. Bezszelestnie wyszedłem z Hotelu wraz z Rudim na smyczy. Taksówka już na mnie czekała. Wziąłem walizki i włożyłem do taksówki. Bez słowa wsiadłem do samochodu. Wiedział gdzie jechać... Odjeżdżając patrzyłem na oddalający się Hotel. To nie mogło się tak skończyć... Rudi leżał skulony na moich kolanach. Nie lubił podróży. On chyba bardziej niż ja polubił to miejsce. Choć ja bardziej od niego to polubiłem właścicielkę bez wątpienia....
-Tatuś czuje to samo... -powiedziałem głaszcząc go po grzbiecie
Kiedy dojechaliśmy moje serce stanęło. Czułem, że nie powinno mnie tu być. Wziąłem Rudiego na ręce i wysiadłem z samochodu. Wyciągnąłem walizki i zamierzałem w stronę Studia. Valentino otworzył mi drzwi od środka swojej taksówki. Podałem moje walizki jednemu z jego pracowników. Przytuliłem do siebie Rudiego i usiadłem obok mojego szefa.
-Wreszcie, teraz wszystko się zmieni, mój cukiereczku.
-Tak, Val. Dzisiaj jest wspaniały dzień...
Nagle usłyszałem głośne pukanie w szybę. Odsłoniłem zasłonę.
-Aggie?! -krzyknąłem podekscytowany, ale jednocześnie przerażony
-To znowu ta suka co mi wtedy zdemolowała Studio.
Valentino patrzył na mnie i Aggie ze złością i zdziwieniem.
-Przecież mówiłem ci, że masz z nią skończyć i żeby przestała się mieszać w twoje sprawy. -Val spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem
-Ja...
Aggie bez ceregieli weszła do taksówki i usiadła pomiędzy mną, a Valentino. Val patrzył na nią ze zdziwieniem i zdezorientowaniem.
-Przecież nie mógłbyś tak wyjechać beze mnie, kotku. -powiedziała patrząc mi z czułością w oczy
Zapomniałem o miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Rzuciłem się jej na szyję, by ją pocałować. Valentino przyłożył pistolet do głowy Aggie.
-Wiedziałem, że z Angelem muszą wiązać się jakieś komplikacje.
Spuściłem wzrok.
-A ja wiem, że jest jedyną osobą, którą pokochałam do szaleństwa. - Aggie spojrzała mi poważnie w oczy -Pokazał mi co to znaczy prawdziwa miłość. -powiedziała łapiąc mnie za rękę
Zarumieniłem się. Była taka zdecydowana.... nieustraszona. Pociągnęła mnie za sobą na zewnątrz. Valentino wyszedł wściekły z taksówki.
-Żałosne.... a teraz wsiadaj. Nie mamy już dużo czasu. - Val patrzył na mnie z niecierpliwością i zawiedzeniem
Uśmiechnąłem się delikatnie do Aggie i podałem jej Rudiego na ręce. Podszedłem pewnie do Valentino.
-Val, tutaj jest moje miejsce. Tóż przy Aggie. Wybacz, jeżeli cię zawiodłem.... ale nie mogę tak po prostu wszystkiego porzucić! Mówiłeś mi, że liczy się dla ciebie moje szczęście. Jestem szczęśliwy z Aggie, nie z.... tobą.... odchodzę.
Wreszcie to powiedziałem. Poczułem jakby ogromny głaz spadł z mojego serca. To było wspaniałe uczucie.
-Rozumiem, cukiereczku.
Valentino pogładził mnie po policzku. Nie miałem pojęcia, że tak spokojnie na to zareaguje. Nie w ten sposób. Ale byłem szczęśliwy. Odwróciłem się, by przytulić się do Aggie.
-Jeżeli ja ciebie nie mogę mieć... to nikt nie będzie miał! - Valentino rzucił się na mnie z ostrzem od włóczni Aniołów Śmierci
Ostrze wbiło się w mój brzuch, a ja upadłem na ziemię.
O co chodzi? Było ciemno.... ale widziałem małe
światełko. Od niego dobiegały przyjazne głosy.
- Miłość, Zaufanie, Radość, Szczęście, a najważniejsze Wybaczenie.
Głos zaczął to w kółko powtarzać. Nie wiedziałem gdzie jestem.
- Przepraszam? Kto tam jest?!- spytałem powoli podchodząc do światła, ale kiedy się do niego zbliżyłem głosy zamilkły.
Stałem tóż przed małą jasną kulką, od której biło ciepło. Wyglądała tak pięknie... Wziąłem ją w obie dłonie. Po sekundzie kulka rozpadła się, przeistaczając się w przepiękny pył. To było cudowne. Czy to tak wygląda śmierć po śmierci? Pył zaczął krążyć nad moją głową. Tóż nade mną... ujrzałem... Moje życie na ziemi... Moja rodzinę…... Przedawkowanie... Śmierć.... Potem piekło... Valentino.... W pewnych momentach myślałem, że się rozpłaczę, ale w niektórych... Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Wreszcie pokazł mi Hotel... Revy... Tylko nie... Aggie. Światło rozprysło się i widziałem tylko ciemność.
- Zapomniałeś o czymś! Wracaj! -krzyknąłem
Stałem tak w kompletnej ciemności... Nagle oślepił mnie blask. Upadłem na ziemię. Otworzyłem oczy i ujrzałem w ciemności postać, która zaczęła uciekać. Szybko wstałem i zacząłem biec w jej kierunku.
-Stój! Poczekaj!
Postać zatrzymała się, a ja tóż obok niej. On wyglądał zupełnie jak ja... Lekko się przeraziłem. Patrzyłem samemu sobie w oczy. Nagle moja postać uśmiechnęła się. Poczułem ciepło i przeze mnie przeszła postać Aggie. Zupełnie jakby mnie tam nie było. Tamten ja jak zwykle rzucił jej się na szyję... i.... pocałował... tak namiętnie. Do moich oczu napłynęły łzy... Widziałem... wszystkie wspomnienia z Aggie... Tamten ja był taki szczęśliwy gdy ona była obok... znaczy ja.. Byłem szczęśliwy. Obok mojej ukochanej. Zamknąłem oczy.
-Jestem gotowy! -powiedziałem głośno.
Wszystko umilkło.
Obudziłem się nabierając głęboko powietrza do płuc, nie czułem już bólu. Pierwsze co zobaczyłem to Aggie, która trzymała mnie w ramionach.
-Aggie? To ty, kochanie?- spytałem by się upewnić.
Niedowierzałem, że wróciłem. Aggie patrzyła na mnie również z niedowierzaniem. Po chwili odsunęła się trochę ode mnie.
-O co chodzi?
Podniosłem się i na moich plecach rozłożyły się przepiękne, ogromne skrzydła, a ja sam promieniałem. Czułem ogromne ciepło w sercu. Aggie podbiegła do mnie i mnie przytuliła. W górze zauważyłem światło. Chwyciłem Aggie za rękę.
-Zaufałaś mi... - powiedziałem i spojrzałem w niebo
Moja ukochana spojrzała na światło.
-Zawsze będę cię kochała, mój skarbie. Na zawsze.... -powiedziała wzruszona
-Będę na ciebie czekał. Nawet jakby to miało trwać wieczność... -uniosłem się w górę i pocałowałem ją w czoło czując, że to nasze pożegnanie
Poleciałem. Byłem już tak wysoko, że z tej perspektywy widziałem całe piekło. Wszyscy w dole nie wierzyli co właśnie widzą. Znów byłem w centrum uwagi, ale tym razem.... tej dobrej. Wleciałem prosto w światło. To miejsce... wyglądało zupełnie inaczej niż je sobie wyobrażałem. Wyglądało jeszcze cudowniej.
-Nie mogę cię tak po prostu zostawić, kochanie. Będziemy razem już na wieki!
Nagle zobaczyłem postać pięknej anielicy o wspaniałych dużych skrzydłach. Promieniała ciepłem i miłością..... Wydawała mi się tak bardzo znajoma.... ale dlaczego ona...?
-....Aggie, to ty....?
Konieeeec <3
To już był ostatni rozdział pisany z perspektywy mojego kochanego Aniołka <3 Postanowiłam tego nie przedłużać i odpuszczę sobie już wymyślać nasze przygody w niebie ;D To opko to takie podsumowanie mojej fazy na Hazbin Hotel (szczególnie na Angel Dusta ;p). Zostaje mi jeszcze dokończyć serial i spisać wszystkie fajne teksty z odcinków (Spoiler: dziś to wszystko zrobiłam, serial skończył się walką z przytupem na całego). Oczywiście ten 4 odcinek z pracą Angiego będzie bardziej rozpisany w formie mini opka już niebawem ;3 A na razie to tyle... i niech ta faza tak szybko się nie kończy ^...^ Do następnego wpisu, bye ;***
-Wszystko dobrze, kochanie? - Aggie obudziła się, gdy ja zerwałem się z łóżka
-Co?- spytałem zdezorientowany.
Nie usłyszałem jej pytania.
-Pytałam czy wszystko dobrze, mój skarbie?- Aggie przybliżyła się do mnie i mnie przytuliła.
-Zły sen? - spytała czule
-Tak... ale już wszystko dobrze. To tylko sen, prawda? Więc nie jest rzeczywistością. - odparłem szybko i pocałowałem ją w policzek.
Wstałem z łóżka i ubrałem się. Dzisiaj był ten dzień.... Dzień wyjazdu...
-Aggie? - odwróciłem się w jej stronę.
-Tak, kochanie?
-Mogę zadać ci jedno pytanie?
Aggie uśmiechnęła się szeroko.
-Oczywiście. -odparła uradowana
Usiadłem na łóżku.
-Pamiętasz ten bitel na występ, który ci podarowałem?
Uśmiech mojej ukochanej natychmiast zeszedł z
jej twarzy.
-Dlaczego miałabym zapomnieć? Twój taniec był fantastyczny, skarbie, ale to co się potem stało... może nie wspominajmy już o tym, kochanie...
Uśmiechnąłem się.
-Tak, może lepiej o tym nie wspomi.... Zaraz!?
Wstałem szybko.
-Jak to mój taniec był fantastyczny?! Przecież tam cię nie było! -krzyknąłem zszokowany
-Wiesz ja...
-Byłaś tam... No pewnie! To nie był sen! A na pewno nie ta część... Dlaczego mi nie pomogłaś skoro tam byłaś?! Mogłem zginąć! Gdyby nie Val... a ty odeszłaś...
Patrzyliśmy się przez chwilę na siebie w milczeniu. W końcu się poddałem. Podszedłem do drzwi.
-Wychodzę! -wrzasnąłem z żalem
-Angie, czekaj!
Zatrzasnąłem głośno drzwi za sobą i wyszedłem szybko z Hotelu. Otworzyłem paczkę papierosów, którą miałem na wszelki wypadek w kieszeni. Wpatrywałem się przez chwilę w paczkę w mojej dłoni. Ze złością wyrzuciłem ją na środek ulicy. Patrzyłem jak auta rozwalają paczkę, dopóki nie dostałem SMSa od Valentino.
<3 Valentino <3
- Bądź przed Studiem o 9:00. Walizki włóż do drugiej limuzyny. Kocham cię.
Włożyłem telefon z powrotem do kieszeni. Tak długo to przeciągałem... Aggie musi dowiedzieć się prawdy. Ona zasługuje na prawdę... Nie mogę mieć do niej pretensji o tamten dzień! Zachowuję się jak dziecko. Zresztą.... nie jestem pewien czy jej uczucia do mnie były wtedy równie mocne. Teraz wiem już, że jesteśmy sobie naprawdę bliscy i tak samo mocno siebie kochamy. Wróciłem więc do Hotelu. Nie mogłem teraz tego w sobie zdusić!
-Aggie, muszę ci koniecznie coś powiedzieć. - powiedziałem szybko wchodząc do naszego pokoju
-Aggie...?
Pokój był pusty. W sumie nie dziwi mnie to. Biegałem po całym Hotelu w poszukiwaniu swojej ukochanej.
-Revy! - podbiegłem zmęczony, ale jednocześnie pełen miłości do Aggie i z przerażeniem patrzyłem na jej "siostrę"
-Tak? Czego chcesz? -spytała z typową dla niej irytacją
-Wiesz może, gdzie jest Aggie?
-Wydaje mi się, że wyszła 10 minut temu.
Było już za późno. Odszedłem od niej bez słowa.
-Co z nią? Angel, wszystko gra? -spytała z lekkim niepokojem
-Nie... -odparłem cicho wchodząc na schody na drugie piętro
8:34
Nie miałem już czasu, nie mogłem dłużej czekać. Wziąłem kartkę do ręki.
Moja Aggie...
Pożegnania nie należą do mojej mocnej strony... ale... nie mógłbym tak po prostu od Ciebie odejść.
To nie jest w moim stylu...
Proszę, nie szukaj mnie.
Jeżeli Ci na mnie zależy, spróbuj o mnie zapomnieć.
Nie chcę, by coś Ci się stało.
Nie mówiłem Ci tego, ponieważ...
Bałem się, że mnie zostawisz...
Tak, wiem, jestem naiwny!
Ale zrozum mnie chociaż trochę!
Żałuję, że nie mogę Ci tego powiedzieć...
Kocham Cię...
Twój na wieczność...
Angel Dust
Położyłem list na łóżku i zacząłem się pakować. Nie mogłem powstrzymywać łez.
8:53
Nie miałem wyboru, musiałem zadzwonić po taksówkę. Bezszelestnie wyszedłem z Hotelu wraz z Rudim na smyczy. Taksówka już na mnie czekała. Wziąłem walizki i włożyłem do taksówki. Bez słowa wsiadłem do samochodu. Wiedział gdzie jechać... Odjeżdżając patrzyłem na oddalający się Hotel. To nie mogło się tak skończyć... Rudi leżał skulony na moich kolanach. Nie lubił podróży. On chyba bardziej niż ja polubił to miejsce. Choć ja bardziej od niego to polubiłem właścicielkę bez wątpienia....
-Tatuś czuje to samo... -powiedziałem głaszcząc go po grzbiecie
Kiedy dojechaliśmy moje serce stanęło. Czułem, że nie powinno mnie tu być. Wziąłem Rudiego na ręce i wysiadłem z samochodu. Wyciągnąłem walizki i zamierzałem w stronę Studia. Valentino otworzył mi drzwi od środka swojej taksówki. Podałem moje walizki jednemu z jego pracowników. Przytuliłem do siebie Rudiego i usiadłem obok mojego szefa.
-Wreszcie, teraz wszystko się zmieni, mój cukiereczku.
-Tak, Val. Dzisiaj jest wspaniały dzień...
Nagle usłyszałem głośne pukanie w szybę. Odsłoniłem zasłonę.
-Aggie?! -krzyknąłem podekscytowany, ale jednocześnie przerażony
-To znowu ta suka co mi wtedy zdemolowała Studio.
Valentino patrzył na mnie i Aggie ze złością i zdziwieniem.
-Przecież mówiłem ci, że masz z nią skończyć i żeby przestała się mieszać w twoje sprawy. -Val spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem
-Ja...
Aggie bez ceregieli weszła do taksówki i usiadła pomiędzy mną, a Valentino. Val patrzył na nią ze zdziwieniem i zdezorientowaniem.
-Przecież nie mógłbyś tak wyjechać beze mnie, kotku. -powiedziała patrząc mi z czułością w oczy
Zapomniałem o miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Rzuciłem się jej na szyję, by ją pocałować. Valentino przyłożył pistolet do głowy Aggie.
-Wiedziałem, że z Angelem muszą wiązać się jakieś komplikacje.
Spuściłem wzrok.
-A ja wiem, że jest jedyną osobą, którą pokochałam do szaleństwa. - Aggie spojrzała mi poważnie w oczy -Pokazał mi co to znaczy prawdziwa miłość. -powiedziała łapiąc mnie za rękę
Zarumieniłem się. Była taka zdecydowana.... nieustraszona. Pociągnęła mnie za sobą na zewnątrz. Valentino wyszedł wściekły z taksówki.
-Żałosne.... a teraz wsiadaj. Nie mamy już dużo czasu. - Val patrzył na mnie z niecierpliwością i zawiedzeniem
Uśmiechnąłem się delikatnie do Aggie i podałem jej Rudiego na ręce. Podszedłem pewnie do Valentino.
-Val, tutaj jest moje miejsce. Tóż przy Aggie. Wybacz, jeżeli cię zawiodłem.... ale nie mogę tak po prostu wszystkiego porzucić! Mówiłeś mi, że liczy się dla ciebie moje szczęście. Jestem szczęśliwy z Aggie, nie z.... tobą.... odchodzę.
Wreszcie to powiedziałem. Poczułem jakby ogromny głaz spadł z mojego serca. To było wspaniałe uczucie.
-Rozumiem, cukiereczku.
Valentino pogładził mnie po policzku. Nie miałem pojęcia, że tak spokojnie na to zareaguje. Nie w ten sposób. Ale byłem szczęśliwy. Odwróciłem się, by przytulić się do Aggie.
-Jeżeli ja ciebie nie mogę mieć... to nikt nie będzie miał! - Valentino rzucił się na mnie z ostrzem od włóczni Aniołów Śmierci
Ostrze wbiło się w mój brzuch, a ja upadłem na ziemię.
-Angie! - Aggie przybiegła spanikiwana i przytuliła mnie do siebie
Kolejny raz widziałem jak płacze. Ja też płakałem... ale nie z bólu. Płakałem, bo myślałem, że już jej więcej nie zobaczę.
-Ty płaczesz? -spytałem łapiąc ją za policzek
-Nie żartuj sobie! Jakoś cię z tego wyciągnę... obiecuję!
Położyłem palec na jej ustach.
-Nie musisz... po prostu.... zaufaj mi.
Kolejny raz widziałem jak płacze. Ja też płakałem... ale nie z bólu. Płakałem, bo myślałem, że już jej więcej nie zobaczę.
-Ty płaczesz? -spytałem łapiąc ją za policzek
-Nie żartuj sobie! Jakoś cię z tego wyciągnę... obiecuję!
Położyłem palec na jej ustach.
-Nie musisz... po prostu.... zaufaj mi.
19. Na zawsze
-Ufam ci, kochanie...
Aggie patrzyła na mnie z przerażeniem, a ja czułem jak jej ciało drżało... Valentino stał niedaleko nas. Usłyszałem tylko jedno jego słowo...
-Obrzydliwe.
Odwrócił się i zaczął zmierzać w stronę taksówki. Myślałem... że mu na mnie zależy... Zjebałem tyle rzeczy, a on mi zawsze przebaczał... znaczy, w pewnym sensie. Mówił mi, że mnie kocha... Wiedziałem co znaczy to słowo w jego wykonaniu... mówił to takim jak ja często, ale mi powtarzał to najczęściej.... Myślałem, że to coś znaczyło... Aggie spojrzała na Valentino, jej oczy zaczęła przesiąkać wściekłość i nienawiść. Nigdy chyba jej takiej nie widziałem. Położyła mnie dalikatnie, wstała z kolan i przemieniła się w deminiczną formę. Przyznaję, że sam się przeraziłem tym widokiem....
-Aggie, nie! - krzyknąłem i resztką sił wyciągnąłem rękę w jej kierunku.
-Proszę, nie rób tego!- zaczęło mi się powoli kręcić w głowie.
Taksówkę Valentino oplotły macki i podniosły ją do góry zaczynając ściskać. Po chwili zemdlałem.... Nie miałem pojęcia co się dalej wydarzyło, ale po chwili... poczułem.... coś dziwnego. Miłe ciepło okryło moje zimnie serce.
-Ufam ci, kochanie...
Aggie patrzyła na mnie z przerażeniem, a ja czułem jak jej ciało drżało... Valentino stał niedaleko nas. Usłyszałem tylko jedno jego słowo...
-Obrzydliwe.
Odwrócił się i zaczął zmierzać w stronę taksówki. Myślałem... że mu na mnie zależy... Zjebałem tyle rzeczy, a on mi zawsze przebaczał... znaczy, w pewnym sensie. Mówił mi, że mnie kocha... Wiedziałem co znaczy to słowo w jego wykonaniu... mówił to takim jak ja często, ale mi powtarzał to najczęściej.... Myślałem, że to coś znaczyło... Aggie spojrzała na Valentino, jej oczy zaczęła przesiąkać wściekłość i nienawiść. Nigdy chyba jej takiej nie widziałem. Położyła mnie dalikatnie, wstała z kolan i przemieniła się w deminiczną formę. Przyznaję, że sam się przeraziłem tym widokiem....
-Aggie, nie! - krzyknąłem i resztką sił wyciągnąłem rękę w jej kierunku.
-Proszę, nie rób tego!- zaczęło mi się powoli kręcić w głowie.
Taksówkę Valentino oplotły macki i podniosły ją do góry zaczynając ściskać. Po chwili zemdlałem.... Nie miałem pojęcia co się dalej wydarzyło, ale po chwili... poczułem.... coś dziwnego. Miłe ciepło okryło moje zimnie serce.
O co chodzi? Było ciemno.... ale widziałem małe
światełko. Od niego dobiegały przyjazne głosy.
- Miłość, Zaufanie, Radość, Szczęście, a najważniejsze Wybaczenie.
Głos zaczął to w kółko powtarzać. Nie wiedziałem gdzie jestem.
- Przepraszam? Kto tam jest?!- spytałem powoli podchodząc do światła, ale kiedy się do niego zbliżyłem głosy zamilkły.
Stałem tóż przed małą jasną kulką, od której biło ciepło. Wyglądała tak pięknie... Wziąłem ją w obie dłonie. Po sekundzie kulka rozpadła się, przeistaczając się w przepiękny pył. To było cudowne. Czy to tak wygląda śmierć po śmierci? Pył zaczął krążyć nad moją głową. Tóż nade mną... ujrzałem... Moje życie na ziemi... Moja rodzinę…... Przedawkowanie... Śmierć.... Potem piekło... Valentino.... W pewnych momentach myślałem, że się rozpłaczę, ale w niektórych... Uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Wreszcie pokazł mi Hotel... Revy... Tylko nie... Aggie. Światło rozprysło się i widziałem tylko ciemność.
- Zapomniałeś o czymś! Wracaj! -krzyknąłem
Stałem tak w kompletnej ciemności... Nagle oślepił mnie blask. Upadłem na ziemię. Otworzyłem oczy i ujrzałem w ciemności postać, która zaczęła uciekać. Szybko wstałem i zacząłem biec w jej kierunku.
-Stój! Poczekaj!
Postać zatrzymała się, a ja tóż obok niej. On wyglądał zupełnie jak ja... Lekko się przeraziłem. Patrzyłem samemu sobie w oczy. Nagle moja postać uśmiechnęła się. Poczułem ciepło i przeze mnie przeszła postać Aggie. Zupełnie jakby mnie tam nie było. Tamten ja jak zwykle rzucił jej się na szyję... i.... pocałował... tak namiętnie. Do moich oczu napłynęły łzy... Widziałem... wszystkie wspomnienia z Aggie... Tamten ja był taki szczęśliwy gdy ona była obok... znaczy ja.. Byłem szczęśliwy. Obok mojej ukochanej. Zamknąłem oczy.
-Jestem gotowy! -powiedziałem głośno.
Wszystko umilkło.
Obudziłem się nabierając głęboko powietrza do płuc, nie czułem już bólu. Pierwsze co zobaczyłem to Aggie, która trzymała mnie w ramionach.
-Aggie? To ty, kochanie?- spytałem by się upewnić.
Niedowierzałem, że wróciłem. Aggie patrzyła na mnie również z niedowierzaniem. Po chwili odsunęła się trochę ode mnie.
-O co chodzi?
Podniosłem się i na moich plecach rozłożyły się przepiękne, ogromne skrzydła, a ja sam promieniałem. Czułem ogromne ciepło w sercu. Aggie podbiegła do mnie i mnie przytuliła. W górze zauważyłem światło. Chwyciłem Aggie za rękę.
-Zaufałaś mi... - powiedziałem i spojrzałem w niebo
Moja ukochana spojrzała na światło.
-Zawsze będę cię kochała, mój skarbie. Na zawsze.... -powiedziała wzruszona
-Będę na ciebie czekał. Nawet jakby to miało trwać wieczność... -uniosłem się w górę i pocałowałem ją w czoło czując, że to nasze pożegnanie
Poleciałem. Byłem już tak wysoko, że z tej perspektywy widziałem całe piekło. Wszyscy w dole nie wierzyli co właśnie widzą. Znów byłem w centrum uwagi, ale tym razem.... tej dobrej. Wleciałem prosto w światło. To miejsce... wyglądało zupełnie inaczej niż je sobie wyobrażałem. Wyglądało jeszcze cudowniej.
-Nie mogę cię tak po prostu zostawić, kochanie. Będziemy razem już na wieki!
Nagle zobaczyłem postać pięknej anielicy o wspaniałych dużych skrzydłach. Promieniała ciepłem i miłością..... Wydawała mi się tak bardzo znajoma.... ale dlaczego ona...?
-....Aggie, to ty....?
Konieeeec <3
To już był ostatni rozdział pisany z perspektywy mojego kochanego Aniołka <3 Postanowiłam tego nie przedłużać i odpuszczę sobie już wymyślać nasze przygody w niebie ;D To opko to takie podsumowanie mojej fazy na Hazbin Hotel (szczególnie na Angel Dusta ;p). Zostaje mi jeszcze dokończyć serial i spisać wszystkie fajne teksty z odcinków (Spoiler: dziś to wszystko zrobiłam, serial skończył się walką z przytupem na całego). Oczywiście ten 4 odcinek z pracą Angiego będzie bardziej rozpisany w formie mini opka już niebawem ;3 A na razie to tyle... i niech ta faza tak szybko się nie kończy ^...^ Do następnego wpisu, bye ;***
Komentarze
Prześlij komentarz