Hazbin Hotel rozdziały 11-15

 11. Biznes


Po godzinie usiadłem przy barze.

-Hejka -patrzyłem na przystojnego barmana.

-O nie... To znowu ty? Mówiłem już, płatność tylko gotówką, nie naturą! -krzyknął już trochę zdenerwowany.

-Tylko spokojnie, koteczku. Ja tylko się z tobą droczę.

-Myślę, że powinien pan opuścić już nasz lokal. A jeśli nie to osobiście cię, kurwa, z niego wyniosę! -wrzasnął.

-Mmm... kusząca propozycja. -puściem do niego oczko.

Barman trząsł się ze złości.

-Wynocha! - krzyknạł.

Przewróciłem oczami i poszedłem na parkiet w stronę Aggie.

-No to co, kotku, teraz czas na prawdziwą zabawę! -przytuliła mnie i czule pocałowała

-Z tobą zawsze! -przygarnąłem ją do siebie

Aggie uśmiechnęła się szeroko.

-No to jazda!

Zrobiliśmy parę piruetów na środku klubu, znów namiętnie się pocałowaliśmy i zaczęliśmy oboje się głośnio śmiać i tulić. Niech wszyscy widzą naszą prawdziwą miłość! To jest piękne.... Schodziłem delikatnymi pocałunkami trochę niżej, po jej szyi, a moje ręce zaczęły błądzić po jej plecach.

-Dobra, bez przesady, wychodzimy....

Aggie była zdecydowanie bardziej trzeźwa ode mnie. Złapała mnie za rękę i opuściliśmy lokal.

-Uwielbiam z tobą to robić! -powiedziałem przez śmiech.

Po chwili emocje trochę opadły.

-Więc co teraz będzie? - spytała już trochę zdołowanym głosem.

-Wiesz... Nie za bardzo teraz wiem. -odparłem wpatrując się w ziemię.

Aggie z powrotem położyła rękę na moim ramieniu.

-Cokolwiek się stanie... zawsze będę przy tobie, Angie. -powiedziała patrząc mi w oczy.

Uśmiechnạłem się do niej.

-Będę musiał już wracać.

-Nie uważasz, że to za bardzo niebezpieczne? Może zostań tu, ja coś wymyślę! -Aggie napłynęły łzy do oczu.

-Hej! Hej! Aggie! Nic mi nie będzie! Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze. -przytuliem ją, a ona szybko odwzajemniła uścisk.

-Boję się, że cię stracę, kochanie.... -Aggie przetarła łzy.

-Ty zawsze śmiejesz się tak promiennie i płaczesz martwiąc się o innych. Myślałem, że z nas dwojga to ja jestem tym słabszym.  -zażartowałem.

Aggie walnęła mnie lekko w ramię z uroczo oburzoną minką.

-To... Do zobaczenia, mój skarbeńku. - uśmiechnąłem się.

Lekko ją pocałowałem i szybko się odwróciłem, by nie widziała moich łez. Zacząłem podążać w stronę Studia. Kiedy tam dotarłem, nogi same się pode mną uginały. Wszedłem tylnim wejściem i stanąłem tuż przed gabinetem Valentino. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem do drzwi.

-Wejdź.

Otworzyłem powoli drzwi.

-To... ja, szefie.- powiedziałem wychylając głowę zza drzwi.

-Domyśliłem się.- odparł leżąc na sofie i wpatrując się w swój telefon.

Powoli wszedłem do biura i zamknąłem drzwi.

-Val... Ja.... chciałbym, żebyś wybaczył mi moją, tego.... ostatnią porażkę. Uwierz mi, nie chciałem.... Nie umiałem tego zatrzymać! I teraz cały interes jest zatrzymany... Wiem, że to moja wina! Ja...  -Valentino zatrzymał moją przemowę.

-Usiądź. - powiedział spokojnym głosem.

Zrobiłem, co mówił.

-To nie twoja wina, cukiereczku.

Pogładził mnie po twarzy.

-Obiecuję, że wszystko naprawię!

.... Zaraz? Sucham? - zdziwiły mnie jego słowa.

-Pamiętasz szklankę z wodą w twojej garderobie?- spytał

-Yy.. jasne. - odparłem szybko.

-To nie była w pewnym sensie czysta woda, jeśli wiesz o czym mówię. -Valentino złapał za kieliszek.

-Wina? - spytał

Chwilę siedziałem w milczeniu próbując sobie wszystko poukładać.

-Ale... sądzisz, że ktoś mi coś dosypał?-patrzyłem na niego zaniepokojony.

-Tuż przed twoim występem złapano jakiegoś twojego ,, fana " w twojej garderobie. Sądzimy, że właśnie chodziło mu o twoją kompromitację. Ale nie pozwolę cię skrzywdzić, Aniołku.

Valentino podał mi do ręki kieliszek wina.

-Więc... co teraz, Val? - spytałem.

Valentino zaśmiał się.

-O biznes się, kochanie, nie bój. Studio zostanie otwarte prędzej czy później.

Wziąłem łyk wina. Valentino przybliżył się do  mnie, a ja wtuliłem się w jego ciało.


12. Powrót do Hotelu

Gdy wróciłem do Hotelu byłem już prawie trzeźwy. Nie mogłem uwierzyć, że tak zaszalałem... najpierw z ukochaną, potem z Valem... ech, co za wstyd. Nie chcę teraz nikogo widzieć.... przynajmniej nie dziś.

Położyłem się na łóżku, by choć trochę być wypoczętym po tych wszystkich szaleństwach. Po paru sekundach usłyszałem pukanie do drzwi. No nieee....

-Angie? Jesteś już w pokoju? -zza drzwi słyszałem głos Aggie.

-Nie! -krzyknąłem.

Drzwi otworzyły się, a moja ukochana szybkim krokiem weszła do mojego pokoju, wskoczyła na moje łóżko i mocno mnie przytuliła.

Równie szybko ją odepchnąłem i aż sam się tym zaskoczyłem.

-Jak dobrze, że już jesteś. Nic ci nie jest?! Wszytko dobrze?! Dlaczego nie dawałeś znaku życia jak już wyszedłeś z tego Studia?! Martwiłam się, gdy się tak rozdzieliliśmy przed tamtym klubem, kochanie! -mówiła wystraszona i z lekkimi łzami w oczach.

-Możesz wyjść z mojego pokoju? Nie mam teraz jakoś nastroju. -powiedziałem starając się brzmieć oschle.

Ona delikatne się zasmuciła.

-Na pewno wszystko w porządku, skarbie? -położyła mi dłoń na ramieniu.

Tak bardzo się troszczy, choć wie, że wcale na to nie zasługuję. Czuję się jeszcze gorzej z tego powodu.

Ze złością zszedłem z łóżka pokazując na drzwi.

-Jeśli ty nie wyjdziesz to ja wyjdę! Do diabła, nie rozumiesz, że nie chcę już o tym rozmawiać?!  Nie chcę z nikim dziś rozmawiać, nawet z tobą! A jeśli musisz już tak bardzo wiedzieć, to nic mi, kurwa, nie jest!

-Ależ, kochanie.... co ty... - Aggie stała jak wryta, a emocje we mnie nadal bardzo buzowały

Wkurzałem się... nie tyle na nią, co na siebie.

-WSZYSTKO JEST OK!!! MOŻECIE DO CHUJA PRZESTAĆ TRAKTOWAĆ MNIE JAK JEBANE DZECKO!? ZRESZTĄ TO NIE TWÓJ JEBANY INTERES BY WŁAZIĆ W MOJE ŻYCIE! MASZ PRZECIEŻ SWOJE! -wyrzuciłem z siebie emocje, które się we mnie dusiły.

Oczy Aggie zrobiły się szkliste.

-Rozumiem, skarbie... - powiedziała cicho, zaciskając wargę, by się nie rozpłakać.

Przyznaję, że trochę za bardzo na nią wrzasnąłem... nie chciałem jej aż tak zamucić.

Po chwili Aggie wyszła z mojego pokoju. Poczułem lekki wstyd za to co zrobiłem. Sam nie wiem dlaczego... Nie powinno mnie to obchodzić. Wcale nie chcę, by się o mnie martwiła, ale z drugiej strony.... naprawdę ją kocham i zależy mi na niej. Nie rozumiem samego siebie.

Otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz, na którym znajdowała się jeszcze moja ukochana.

-Aggie, poczekaj!

Dziewczyna przetarła łzy i odwróciła się do mnie.

-Tak?

Podszedłem do niej.

-Ja... przepraszam.- powiedziałem cicho starając nie patrzeć w jej piękne zielone duże  oczy.

Ona uśmiechnęła się do mnie z czułością.

-Kochanie!

Mocno mnie przytuliła i rozpłakała się. Nie wiedziałem jak się zachować, więc poklepałem ją delikatne po plecach. Na ten gest ujęła mój policzek i namiętnie mnie pocałowała, a ja.... pozwoliłem jej na to, sam delektując się tym intensywnym doznaniem.

Po chwili się wreszcie ode mnie oderwała i ponownie przetarła łzy.

-Masz dzisiaj wolny wieczór, kochanie?- zapytała z zadziornym uśmiechem patrzyc mi w oczy.

-W zasadzie to miałem już pewne plany... wiesz, nocna zmiana i takie tam...

-To Studio jest otwarte?

-Nie, ale nikt nie mówił, że nie mogę zarabiać poza Studiem.

-A Valentino?

-Uznajmy, że jego nie liczę, OK?

-Ha, ha, ha, jasne, kotku. Wiesz.... jestem ciekawa co cię tam spotkało, ale jak nie chcesz to nie mów. Uszanuję to.

-Tak w skrócie to dosypali mi czegoś do wina przed występem, a u Vala musiałem liczyć na mój urok, kochanie. Co do wolnego dzisiejszego wieczoru to.... o co chodzi? -spytałem zmieniając temat

-Wiesz... mamy nową osobę w Holetu i pomyślałam o zrobieniu przyjęcia integracyjnego no i... jeśli dzisiaj miałbyś czas dla nas. Zastanawiam się, czy mógłbyś się na nim pojawić... -powiedziała z lekką nadzieją.

Zastanowiłem się chwilę, myśląc czy mógłbym przełożyć spotkanie z klientem.

-W sumie mogę. Zrobię to dla ciebie. - odparłem.

Aggie z radości znów mnie przytuliła i pocałowała.

-Dobra, dobra już bez takich.- odsunąłem ją delikatne.

-To do zobaczenia wieczorem, mój skarbeńku!- krzyknąła radośnie schodząc po schodach do holu.

Udałem się z powrotem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz, by nikt bez mojej wiedzy do niego nie wszedł. Ustawiłem budzik w swoim telefonie na godzinę dwudziestą. Położyłem się, by zasnąć, ale nie wiedziałem czy tym razem będę potrafił pogrążyć się w sen, ponieważ ostatnio śnią mi się same koszmary...



13. Przyjęcie

Budzik zaczął głośno dzwonić. Rudi na jego dźwięk zerwał się z łóżka i skoczył na podłogę. Ospale wyłączyłem budzik i podniosłem moją psinkę na ręce.

-Wszystko dobrze maleńki, tatuś już tu jest.- delikatnie go przytulilem, by go uspokoić.

Poprawiłem swój makijaż i wziąłem telefon do ręki, by odwołać spotkanie.

Travis

-Jestem dziś zajęty.

-No chyba sobie, kurwa, żarty robisz! Wiem, że jestem ci potrzebny.

-To, że na tą chwilę nie zarabiam nie znaczy, że jestem od ciebie, kurwa, zależny!

-Jesteś zwyczajną dziwką bez pieniędzy. Jestem teraz dla ciebie ważny, prawda?

-Jak byś nie wiedział to jest setki mężczyzn, którzy pragną mojego ciała. NIE JESTEŚ JEDYNY!

-Ale tylko ja płacę za twoje usługi zawsze podwójną cenę czy tego pragniesz czy nie. Valentino ma się dowidzieć o twoim dorabianiu bez jego wiedzy? Jestem przed głównym zegarem o 0:00. Jeżeli cię nie będzie, znajdę sobie nową dziwkę, a twój szef o wszystkim się dowie.

-Będę.

Schowałem telefon do tylnej kieszeni. Dlaczego to wszystko musi być takie pojebane?

Godzina: 20.51

Zszedłem do głównego holu na to przyjęcie, na które mnie zaproszono. Nie spodziewałem się, że moja ukochana wymyśli coś wartego uwagi. Wyobrażałem je sobie trochę inaczej. Byłem pozytywnie zaskoczony. Był alkohol, muzyczka i całkiem niezły klimat. Aggie podeszła do mnie i podała mi drinka do ręki ubrana w jasnoróżową sukienkę. Ślicznie wygląda...

-Alkohol, skarbie? - spytałem zdziwiony.

- Tak... Ale to nie jest to o czym myślisz! To co widzisz to nie jest zwyczajna imprezka jak w jakimś klubie. To wszystko jest urządzone także na cześć naszego postępu. Miało być skromnie, no ale... wyszło trochę inaczej, kotku....

Zaśmiałem się na jej słowa.

-Wreszcie robi się tu ciekawe.

Spojrzałem na Revy, która siedziała zdołowana przy barze. Znaczy, tak mi się wydawało. Podeszłem i dosiadłem się do niej.

-A ty co? Siedzisz jak zbity pies.

-Weź, spiepszaj...- powiedziała cicho.

Teraz jak się na mnie nie wydarła miałem już pewność, że coś jest nie tak.

-Uwierz, ja też nie lubię, jak ktoś pyta o moje życie. Na przykład co się ze mną dzieje?Dlaczego zachowuję się inaczej niż zwykle? Co robiłem? I takie tam. Wiem, że to potrafi jeszcze bardziej zdołować i mocno wkurwiać. Ale gorsze jest to... jak nikt w ogóle nie interesuje się tobą i ma na ciebie po prostu wyjebane.... To jest sto razy gorsze. A jakaś osoba, która chce ci, kurwa, tu pomóc jest naprawdę rzadkością.. Wiem, że nie mamy może zbyt dobrego kontaktu i  mam cię za niezłą sukę, ale to nie znaczy, że mam na ciebie całkowicie wyjebane.

Revy spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się delikatne.

-Ty to wiesz jak mnie pocieszyć - zaśmiała się.

-Wiesz... nie zawsze muszę być taki złośliwy dla ciebie. Chowamy ten topór wojenny?

Podałem jej dłoń.

-Pamiętaj, że to ty pierwszy wyciągnąłeś do mnie rękę.

Uścisnęła moją dłoń na znak zgody. Zaśmialiśmy się, ale po chwili jej uśmiech momentalnie znikł z jej twarzy.

-Możesz mi powiedzieć.- spojrzałem na nią.

-Wybacz, ale nie mogę.- Revy wstała od lady baru.

Chciałem za nią iść, ale wiedziałem, że to by nic nie dało. Revy zaczęła iść po schodach na drugie piętro. Aggie zauważyła to i pobiegła na schody. Moja ukochana złapała ją za rękę. Byłem za daleko, by słyszeć ich rozmowę, ale obserwowałem uważnie całą sytuację. Po paru zdaniach Revy się rozpłakała i pobiegła na górę. Byłem w glębokim szoku. Nigdy nie widziałam tej ostrej laski w takim stanie. To było dziwne nawet dla mnie. A myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy... Moja ukochana zeszła z powrotem do holu. Samo jej zachowanie mnie zadziwiało. Dlaczego za nią nie pobiegła? Podszedłem do Aggie.

-Wszystko dobrze z Revy?- spytałem.

Aggie się tylko do mnie uśmiechnęła.

-Tak wszystko jest ok. Nie musisz się o nią martwić.- po tych słowach moja ukochana podeszła do tej nowej laski w Hotelu.

Kiedy siedziałem tu dłuższą chwilę zauważyłem, że Aggie bardzo ją obiega, a mną się nie interesuje prawie wcale. Ale może to nie jest wcale takie złe? Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Impreza w sumie robiła się trochę dretwa... Już wiedziałem, co zrobię. Skoro lubi laski to będę dla niej najpiękniejszą laską na tej sali! Pobiegłem do swojego pokoju i przebrałem się w jedną z moich ulubionych sukienek, założyłem perukę i zrobiłem mocniejszy makijaż. Podszedłem do mojego łóżka i wyjąłem z pod niego płytę z dnia kiedy tańczyłem z ukochaną.

-No to do dzieła.- powiedziałem do siebie schodząc po schodach

Aggie siedziała już przy barze. Podbiegłem do gramofonu i włączyłem płytę. Zacząłem uwodzicielsko śpiewać w jej stronę:

"Powiedz, kiedy będziesz moja. Powiedz kiedy, kiedy, kiedy? Możemy dzielić boską miłość. Proszę, nie każ mi dłużej czekać. Kiedy powiesz mi "tak"? Powiedz kiedy, kiedy, kiedy? Oznaczasz dla mnie szczęście. Miłości moja, proszę powiedz mi kiedy. Każdy moment jest jak dzień, każdy dzień zdaje się być całym życiem. Pozwól mi pokazać ci drogę do niezrównanej radości. Nie mogę czekać ani chwili dłużej. Powiedz kiedy, kiedy, kiedy? Powiedz, że to ja jestem tym, co uwielbiasz i wtedy kochanie, powiedz mi kiedy."

Podeszła do mnie delikatnie zsuwając ze mnie perukę. Też mi zaśpiewała:

"Hej kochanie, jesteś tym jedynym. Sprawiasz, że moje życie jest lepsze. Będę ci pisała urocze, miłosne listy i śpiewała dla ciebie a capella. Mój ukochany, mój ukochany. Umarłabym, gdybym nie mogła podejść bliżej. Kocham cię na zawsze."

Porwała mnie do tańca łapiąc mnie w ramiona. To było cudowne. Nie mogłem się dłużej temu opierać. Poczułem się wreszcie oderwany dziś od tej smutnej codzienności. Same słowa tej piosenki bardziej mnie do niej pchały i podniecały. Po chwili namiętnie ją pocałowałem. Ale gdy zacząłem się zatracać w tym doznaniu i ostro rozkręcać schodząc pocałunkami na jej dekolt... Aggie mnie odepchnęła i bez słowa uciekła. Wystraszyłem ją czy obraziłem? Może nie powinienem tego robić....


14. Sam

Uciekła...

Tak po prostu....

Ciepło od jej rąk obejmujących mnie nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie....

Zostałem sam...

Upadłem na podłogę z braku równowagi...

Chwilę siedziałem na ziemi nie dowierzając co się przed chwilą wydarzyło. Kiedy mój chwilowy szok minął, zacząłem rozglądać się wokół siebie.
Widziałem ich twarze... Muzyka ucichła. Ja nadal siedziałem na ziemi. Ich oczy były na mnie
skierowane. Łzy napłynęły mi do oczu... Czułem się jak cholerne małe dziecko, które zrobiło jakąś głupotę. Revy szybko do mnie podbiegła i usiadła obok.

-Angel, wszystko dobrze..?- spytała trochę niepewnie.

Spojrzałem jej w oczy. Czułem od niej żal w moją stronę... Odepchnąłem ją i bez słowa pobiegłem w stronę swojego pokoju. Szybko zatrzasnąłem drzwi za sobą. Oparłem się o nie i zamknąłem oczy...

Wspomnienia ze Studia wróciły... Z dnia, w którym wszystko się zjebało. Wtedy też byłem sam... w sumie jak zawsze. Tylko Aggie jest moim jednym wsparciem, ale nie chcę ją co chwilę sobą przemęczać. Ona też ma swoje życie... kocham ją szczerze, ale teraz doskonale to udowodniła, że tak naprawdę nie odwzajemnia moich poważnych uczuć. To fikcyjny związek.  Schowałem twarz w swoje dłonie. Odczuwałem wtedy podobne poczucie winy, wstydu, i bezradności... To wszystko złączyło się w mojej głowie... Nie mogłem już wytrzymać! Te wszystkie uczucia przerodziły się w złość do samego siebie. Zacząłem nienawidzić tego kim jestem! Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje... Wstałem i uderzyłem z całej siły w lustro w moim pokoju. Nie mogłem na siebie patrzeć…... odłamki były wszędzie. A moja dłoń... wolę o tym nie wspominać.... Z bólu upadłem na podłogę. Łzy samoistnie spływały po moich policzkach. Nie wiedziałem jednak czy z bólu czy z żalu... W sumie nie chcę wiedzieć....

Rudi stał w kącie pokoju spoglądajc na mnie z przerażeniem. Nie chciałem, by się mnie bał. Z ogromnym niewyobrażalnym bólem wyciągnąłem odłamki szkła z mojej ręki i obwinąłem ją kawałkiem materiału. Kiedy podszedłem do mojej kochanej psinki, ona zaczęła się wycofywać.

-Nie bój się mnie, kochany. To ja.- powiedziałem do niego wyciągając ręce w jego kierunku.

Rudi był bardzo niepewny by się do mnie zbliżyć.
Wziąłem go na ręce i wtuliłem w swoje ciało.
Po paru sekundach przestał się wiercić, bym go zostawił.

-Tak lepiej.

Usiadłem z nim na łóżku. Starałem się o tym zapomnieć bez narkotyku. Kiedy jest się w tym miejscu nawet w takiej sytuacji odechciewa mi się wszystkiego.Tutaj nie czuję aż takiej potrzeby... a po drugie wszystko co tu pochowałem było wyrzucone. W pewnym sensie nawet nie miałem wyjścia. Obiecałem jej to przecież. Musiałem przetrwać to na trzeźwo.
Choć może być to cholernie trudne…..

-Chociaż ty mnie nigdy nie opuścisz. Prawda, Rudi?

Piesek spojrzał na mnie sennym wzrokiem.
Położyłem go na swoim posłaniu. Musiałem się szybko ogarnąć. Nie chcę mieć kolejnych kłopotów... Przebrałem się i wyszedłem z Hotelu omijając wszystko i wszystkich jak gdyby nigdy nic. Zadzwoniłem po taksówkę. Była godzina dwudziesta trzecia pięćdziesiąt trzy. Do głównego zegara było bardzo blisko, ale na piechotę nie miałbym szans dotrzeć na czas. Spotkanie z Travisem nie jest jedynym z moich ulubionych....



15. Czy to sen?

Miałem pięć minut by dotrzeć na miejsce spotkania. Kiedy taksówka podjechała, szybko do niej wsiadłem, jednocześnie sprawdzając godzinę w telefonie. Cztery minuty. Zdążę.

-Główny zegar. Szybko!- wrzasnąłem do kierowcy.

-Wcale mi się nie spieszy.- zaśmiał się taksówkarz.

Zrobiłem się czerwony ze złości i wychyliłem głowę na przednie siedzenie, by zobaczyć kierowcę. Kurwa. To znowu on?! Nie ma innych taksówek?!

-Wybacz, słoneczko, ale nie mam dzisiaj czasu ani ochoty na rozmowę z twoją osobą. Masz wykonywać tylko swoją pracę. Aktualnie sam wybieram się do pracy, więc wreszcie musimy się dogadać, ok?!

Taksówkarz zaśmiał się jeszcze głośniej i zaczął jechać.

-Co cię niby tak bawi?!- krzyknąłem

-To bardzo zabawne. Masz się za jakiegoś, kurwa, Boga, a jesteś żałosną dziwką bez pracy. A dorabianie sobie na boku bez wiedzy szefa nie nazywaj pracą, bo źle na tym skończysz. Sam o tym wiesz.

Usiadłem z powrotem na swoim miejscu.

-Nie powinno obchodzić cię moje życie...

Taksówka zatrzymała się. Wysiadając rzuciłem pieniądze w twarz taksówkarza. On sam na mój gest tylko uśmiechnął się podstępnie i odjechał.
Sprawdziłem godzinę.

23:59

Jestem na czas. Podszedłem pod sam zegar gdzie czekał już na mnie Travis.

-No witaj, słodziaku. Już myślałem, że się nie zjawisz.- Travis podszedł bliżej mnie.

-Ta... Miejmy już to za sobą.

-Uśmiechnijmy się. Wszystko musi być idealnie.  

Travis otworzył mi drzwi do swojego auta. Wszedłem bez zastanowienia. Zatrzasnął za mną drzwi i wsiadł do samochodu.

-Tylko schowaj tą rękę. Psuje to wszystko.- powiedział patrząc na moją dłoń i równocześnie spoglądając na drogę.

Spojrzałem na moją dłoń i na krew, która przebijała tkaninę. Dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę Motelu. Travis wcześniej zarezerwował pokój. Usiadłem na łóżku rozbierając się. Cały czas myślałem o tym co się niedawno wydarzyło.... Czułem się źle z tymi myślami... Travis przerwał moje rozmyślania wchodząc na łóżko.

1:26

Wyszliśmy z Motelu.

-Odwieźć cię? - spytał.

-Nie trzeba.- powiedziałem oschle odwracając się na pięcie w przeciwnym kierunku. Nie wiedziałem gdzie idę... Po drodze zacząłem przeliczać dziś zrobione pieniądze. Podniosłem wzrok, by spojrzeć na drogę.

-... Aggie?

Zauważyłem jak przede mną idzie pomiędzy tłumem. Czy to możliwe? Czy tylko sam zaczynam mieć omamy... Stałem w bezruchu i patrzyłem jak znika z moich oczu... Kurwa! Co ja robię?!

-Aggie! Kochanie! - zacząłem biegnąć w jej stronę z łzami w oczach.

-Poczekaj! Słyszysz! Aggie!

W pewnym momencie zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Dobiegłem do niej trochę zdyszany długim dystansem, który przebiegłem. Kiedy się uspokoiłem zacząłem mówić.

-Aggie, ja... Przepraszam cię za to... To tak samo wyszło... Szczerze to... bardzo tego pragnąłem od dnia, w którym zaprosiłaś mnie do tańca lub nawet i już wcześniej. To było magiczne... Dziwne prawda? Taka zwykła dziwka jak ja też ma uczucia. Przepraszam, ale musiałem ci to powiedzieć... naprawdę cię kocham. Zrozumiem jeśli będziesz kazać mi wyprowadzić się z Hotelu...- spojrzałem na nią.

-Wybacz...- chciałem już odejść, ale poczułem jak jej ręce przybliżyły mnie do niej.

Pocałowała mnie. I to jak! Cudowne uczucie...

Czy ona to naprawdę zrobiła?

Czy to znowu pokręcony sen?

Czy ja śnię?!

Czułem jej ciepło, jej oddech, jej dotyk...

To nie wydawało mi się możliwe.

-To jest prawdziwe?- spytałem patrząc jej prosto w oczy.

-Owszem, mój skarbie. To jest najczystsza prawda. Kocham cię do szaleństwa!

Niedowierzałem...

-Więc dlaczego uciekłaś?

Aggie stała chwilę w milczeniu.

-Show musiało się jakoś zakończyć! A poza tym... nie wypadało tak przy wszystkich...-powiedziała radośnie i trochę nerwowo.

Widziałem jak się rumieni. Urocza moja. Zaśmiałem się.

-Aż tak bardzo się nie różnimy, Aggie.

- Kochanie, różnica pomiędzy nami jest  naprawdę wysoka. Uwierz.

Uśmiechnąłem się.

-A jednak niezupełnie. Nie tylko ty ukrywasz wiecznie swoje emocje pod tym promiennym uśmiechem.

Aggie przybliżyła się.

-Tak sądzisz?. - zapytała

-Owszem.

Aggie zaśmiała się. Po chwili przerwałem jej śmiech.

-Myślałem, że cię nie interesuję i... że masz na mnie w sumie całkowicie wywalone... eee.... w sensie romantycznym przynajmniej.

Aggie uśmiechnęła się, po chwili jej promienny
uśmiech trochę zszedł z twarzy. Delikatnie podniosła moją okaleczoną rękę, którą przez cały czas próbowałem ukryć za moimi plecami.

-Co się tu wydarzyło?- zapytała z troską.

-Nagły wybuch emocji... To nie jest ważne.-zabrałem swoją rękę zmieszany.

-Wracjamy już do Hotelu. Proszę.- Aggie złapała mnie za drugą rękę i zaprowadziła wprost pod drzwi Hotelu. Szedłem z nią bez słowa. Po jakimś czasie, gdy dotarliśmy, moja ukochana złapała za klamkę.

-Angie, nie idziesz?- zapytała.

-Wiesz... Aggie, muszę jeszcze coś załatwić.

-Rozumem. Do zobaczenia. Tylko proszę cię, bądź ostrożny. - odparła po czym przytuliła mnie i
weszła do budynku.

Wyciągnąałem telefon i wykręciłem numer.

<3 Valentino <3

-Slucham.

-Witaj, Val. Wpadnę zaraz do Studia. Muszę ci coś powiedzieć...

-To dobrze się składa. Też mam parę informacji dla ciebie, Aniołku.

Rozłączył się.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Haikyuu challenge

Pokój w kolorach szczęścia - rozdział ostatni

Blue Lock - scenariusze